sobota, 30 czerwca 2012

Rozdział 1



Fakt faktem że w Kalifornii zawsze jest bardzo ciepło ale dziś był chyba najgorętszy dzien tego roku.
Wszystko się tak cudownie układało. 29 maja- moje 17-ste urodziny i nasza pierwsza rocznica. To już rok jak jestem z Danielem.
Lekcje zakończyłam o 14.00 więc na 18.00 umówiłam się ze znajomymi w naszej ulubionej kawiarni "Miami's time". Szybko wróciłam do domu aby móc spokojnie się przyszykować. Niestety nie spodziewałam się tego że ten powrót tak bardzo mnie unieszczęśliwi.
-Kate, kochanie to ty?- dobiegł z kuchni głos mamy.
-Tak mamusiu!
-Skarbie, mogłabyś tu do nas podejść?
-Oczywiście. Coś się stało?
-Pichcę z tatą obiadek na twoje urodzinki córeczko.
-Dopuściłaś tatę do gotowania? Po prostu nie mogę w to uwierzyć.
-Hehe, tak wgl to mamy dla ciebie prezent.- powiedział tata wstając od stołu.- Sto lat, wszystkiego najlepszego.
-Bardzo dziękuję.
Uściskałam rodziców a następnie rozpakowałam podarunek. W opakowaniu była śliczna łososiowa sukienka i... cztery bilety do Londynu.
-Lecimy na wakacje?- zapytałam się mamy wymachując biletami.
-W pewnym sensie można tak powiedzieć.
-Nie rozumiem. Dlaczego w pewnym sensie?
-Kochanie, wiem że uwielbiasz Santa Rosalia, Kalifornię, masz przecudownego chłopaka- Daniela, ukochanych przyjaciół. Kochasz morze i słońce. Dlatego nie wiedzieliśmy jak mamy Ci to oznajmić.
Stałam zdezorientowana, nadal nie potrafiłam wywnioskować o co może chodzić rodzicom.
-Kate, przeprowadzamy się za miesiąc do Londynu.
-C,c,c,coooo?!
-Na da rady żeby było inaczej. Nie złość się. Po prostu dostałem tam znakomitą ofertę pracy.
-Ale ja nie mam zamiaru nigdzie lecieć. Zostaję w Santa Rosialia. Nie zostawię Daniela!
Byłam jednocześnie zdenerwowana, wściekła i smutna. Płakałam. Nigdy nie spodziewałam się czegoś takiego po rodzicach.
W tym samym momencie do kuchni przybiegła moja młodsza o rok siostra z naszym psem Azą.
-Jest jakaś afera? Co się dzieje?
-Zamknij się Jessica!
-Nie odzywaj się tak do siostry!
-Będę robić co mi się podoba!
-Haha, rozumiem że zapewne powiedzieliście jej juz o przeprowadzce do Anglii.- powiedziała Jess z głupim uśmieszkiem na twarzy.
-To ty też o tym wiedziałaś?
-No raczej, tylko nie miałam nic mówić żeby to była niespodzianka.
-Czyli rozumiem że wszyscy o tym wiedzieli. Wgl to nienawidzę was!
Zapłakana chwyciłam Azę na ręce i wybiegłam do siebie. Trzasnęłam drzwiami i wybrałam numer do mojej najlepszej przyjaciółki, Alice.Jednocześnie zakluczyłam się w pokoju.
--Hallo?
--Alice? Mogłybyśmy się spotkać?
--Kate? Co się stało?
--Opowiem ci wszystko tylko proszę spotkaj się  ze mną.
--Dobrze. Za 10 minut w naszym parku?
--Tak.
--To do zobaczenia.
--Noooo.
Rozłączyłam się i szybko przebrałam bluzkę bo tą co miałam na sobie to całą zapłakałam. Chwyciłam telefon i wybiegłam z pokoju.
-Kate, gdzie idziesz?
-Daleko!- krzyknęłam wychodząc z domu.
Biegłam lecz gdy tylko mój dom zniknął mi z pola widzenia to zwolniłam. Powoli dochodziłam do parku. Już z daleka widziałam Alice siedzącą na ławce na której się poznałyśmy siedem lat temu. Od tej pory jesteśmy nierozłączne. Dochodząc ostatni raz wytarłam mokre od łez oczy a następnie usiadłam przy mojej przyjaciółce. Ona nie pytała mnie o powód smutku tylko najpierw mocno do siebie przytuliła. Sam ten gest poprawił mi z lekka nastrój.
-Chodzi o Daniela?- zapytała.
-O Daniela? Nieee...
-Więc...?
-O prezent który dostałam od rodziców na urodziny.
-Prezent? Dlaczego?
-Dostałam cztery bilety do Londynu na za miesiąc.- powiedziałam i znów zaczęłam płakać.
-No ale co w tym złego? Przecież to cudowny prezent. Świetnie zaczniesz wakacje wycieczką.
-Tylko że to nie jest wycieczka. Tydzień po zakończeniu roku szkolnego przeprowadzam się do Londynu.Nie chcę rozumiesz, nie chcę tego.
-Kochanie! Wyjeżdżasz? Na zawsze? Nie możesz, nie przeżyję bez ciebie.
-Ja bez ciebie też. Ale moi rodzice już zdecydowali za mnie.
-Znaczy że nie masz wyboru. Musisz się z tym pogodzić. Będzie... będzie dobrze.Na pewno będzie fajnie.
-Jaaasneee...
-choć Kate, pójdziemy się przejść a potem przyszykować na spotkania w "Miami's time".
-Dobrze. Najtrudniej będzie mi to powiedzieć Danielowi.
-Dasz sobie z tym radę. On na pewno wszystko zrozumie.
Wstałyśmy i udałyśmy się do mnie do domu, chociaż za wszelką cenę nie chciałam tam wracać. Nie miałam ochoty oglądać mojej rodziny.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz